Relacja z remontu jachtu żaglowego Traper 300 – 8 metrowej jednostki projektu Bruce Kyrbie. Remont przeprowadził w roku 2014 i opisał : Michał Matulka
Po zakupie jachtu, oprócz bardzo ogólnej wiedzy, raczej nie miałem pojęcia o utrzymaniu go w dobrej kondycji, serwisowaniu i prawidłowym użytkowaniu w codziennej eksploatacji.
Zacząłem wtedy przyswajać każdą możliwą wiedzę na temat laminatów, farb, silników, elektryczności, itp.,
Dużo dowiedziałem się z książek o tematyce jachtowej, ale najwięcej korzyści odniosłem z forum żeglarskiego „sailforum” ( wielu mądrych i doświadczonych ludzi, dziękuję!:))
Ponad rok przed remontem zacząłem czytać wszystko, co tylko można było wyszperać. Pomocna również jest strona „szkutnik amator”, a wreszcie, już w trakcie remontu, nowo powstały projekt: jachtowe.com.pl
Niewiele materiałów znalazłem na temat samego przygotowania powierzchni pod malowanie, a temat jest bardzo poważny, można, bowiem narobić sobie wiele kłopotów, lub zaoszczędzić wiele czasu i pracy, bardzo ciężkiej pracy
Mam jedną radę, zorganizujcie sobie wsparcie kogoś, kto już takie rzeczy robił, a najlepiej wieloletniego eksperta. Na koniec wiedzcie, że trzeba być jednak szalonym żeby amatorsko podjąć się remontu jachtu, a na pocieszenie powiem, że im trudniejsze zadania postawi przed wami rzeczywistość, tym większa będzie satysfakcja z całego przedsięwzięcia.
Sam przyłapałem się na tym, że któregoś razu szlifując ręcznie rufę i okolice steru, trzymając omdlewające ręce z wycieńczenia nad głową, uśmiechałem się do siebie!!:) : Do wszystkich szaleńców-Ahoj!
Na wstępie zwróćmy uwagę na narzędzia w fazie przygotowania powierzchni. Samo przygotowanie pod malowanie jest bardzo ważne i w moim przekonaniu w ok. 70% warunkuje sukces.
Narzędzia, jakich używaliśmy to:
Wszystkie te szlifierki były bez opcji odsysania urobku, co w niektórych miejscach, nie będzie mile widziane ze względu na dużą ilość kurzu.
Zdaje się, że lepsze szlifierki są z możliwością odsysania urobku w połączeniu z dyskami ściernymi z dziurkami. My używaliśmy dysków ściernych bez dziurek, gradacji od P80 do P180. Podczas używania szlifierek bez możliwości odsysania urobku, nie używajcie dysków z dziurkami. Urobek będzie się gromadził w otworach dysku i kaleczył brzydko powierzchnie szlifowaną.
Środki ochronne i przeciw pylne są absolutnie wymagane.
Użyliśmy:
Ubrani w stare dresy, w bluzach z kapturami ruszyliśmy do pracy. ( Można za niewielkie pieniądze, nabyć kombinezony lakiernicze)
Do całego remontu postanowiliśmy użyć produktów firmy Sea-Line.
Moim zdaniem, bardzo ważnym elementem wyboru chemikaliów, jakich chcecie użyć do remontu, jest prawidłowe dobranie poszczególnych warstw do konkretnego remontu i powierzchni naprawianej ( laminat, stal, drewno itd.)
Następnym wyznacznikiem jest specjalistyczna pomoc odnośnie dobrego systemu.
Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że wsparcie techniczne, jakie jest zapewnione ze strony Sea-Line, jest profesjonalne i niewymuszone, poparte ogromną wiedzą teoretyczną i praktyczną, a co także bardzo istotne, miałem zapewniony świetny kontakt na każdym etapie remontu.
Dokładny spis użytych chemikaliów w załączniku chemia.
W naszym przypadku prąd dostarczał nam agregat prądotwórczy, więc potrzeba jeszcze trochę paliwa. Zacząłem na części podwodnej na małym kawałku, żeby sprawdzić jak będzie spisywać się szlifierka kątowa z papierem gradacji P80, okazało się ze papier P80 (krążki na rzep) są wystarczające na pierwszy szlif, łatwe w użyciu, a także dosyć dobrej, jakości, dzięki czemu jeden krążek można było użyć wielokrotnie po strzepaniu przyklejającej się farby antyporostowej. Okolice kila oraz sam kil szlifowaliśmy najpierw papierem P40, aby przejść do P80 a w rezultacie do P180, bardzo delikatnie na kadłubie (laminacie) dużo mniej pieszczotliwie, na kilu (żelazo). Kil zresztą okazał się mocno oporny, gdyż wiele warstw starych farb antyporostowych topiło się pod szlifierką w żel, który potem twardniał w coś nie do zdarcia. I tu sprawdziła się metoda stoczniowa (tak mi powiedziano), czyli stary poczciwy młotek czipowanie centymetr po centymetrze, aż wszystko pięknie odprysnęło. Kilem zajmowała się głownie moja żona i dzięki jej za to, gdyż jest to bardzo żmudna i precyzyjna praca. Ważne jest również żeby przesuwać się z pracą od środka, na zewnątrz.
Kadłub szlifowaliśmy krążkami ściernymi na rzep gradacji od P80 przez P120 do P180 po każdorazowym przeszlifowaniu kadłuba (części podwodnej) odpowiednią gradacją, przecieraliśmy kadłub papierem i szmatkami, aby pozbyć się jak największej części kurzu i pozostałości szlifierskich. W momencie przed szlifem papierem P180 i po, użyliśmy po prostu węża ogrodowego i wody. Co ważne, przy szlifowaniu, szlifierką kątową trzeba bardzo ostrożnie prowadzić maszynę i nie dociskać zbytnio do powierzchni, ostateczny szlif po krążkach P180 poprawiliśmy szlifierką oscylacyjną z papierem P240 (niekoniecznie zalecane) jak się jeszcze okaże, kilka czynności w trakcie projektu, było na wyrost i wręcz niekoniecznie potrzebne.
Po zdjęciu kilku starych warstw farb antyporostowych okazało się, że pod spodem, jest bardzo niewiele żelkotu. Wyglądało to trochę jak kamuflaż (mieszanina jakiejś farby, żelkotu i gołego laminatu). Zmartwiło mnie to bardzo gdyż oznaczało zmianę koncepcji remontu i podrożyło znacznie koszty. Jacht jest już ponad 35 letni i sadze ze parę razy został mocno potraktowany szlifierkami przy pracach remontowych, co zaowocowało odsłonięciem laminatu. Nie jest to wcale takie niezwykłe gdyż przy gruntownych remontach zaleca się zeszlifowanie ok. 1/3 żelkotu pod nowe farby. Mieliśmy do wyboru dwie drogi. Jedna to zdarcie wszystkiego do gołego laminatu i położenie żelkotu, druga to zeszlifowanie tyle ile się da i po zagruntowaniu podkładem epoksydowym położenie wielu warstw podkładu epoksydowego antyosmotycznego. Wybraliśmy drugą możliwość, ze względu chyba na łatwiejszą aplikację podkładów antyosmotycznych na dnie jachtu, (czyli dla nas praca nad głowa)
Po bardzo dokładnym oczyszczeniu powierzchni po szlifowaniu (używaliśmy cały czas dedykowanego Cleanera Sea-Line na bazie anty sylikonów i niebieskiego papieru w rolkach przemysłowych, oraz aplikatorów, sprejów butelkowych, co znacznie oszczędza zmywacz. Pierwszą warstwą na tak przygotowaną powierzchnię, był dwu składnikowy podkład epoksydowy Lightprimer GRP, mocno rozcieńczony (30%) w ten sposób dociera on w najmniejsze nawet szczeliny i dziurki. Pozwoliliśmy mu schnąc bardzo długo, gdyż właśnie przyszła pora naszego miesięcznego urlopu w Polsce i kolejny wspaniały rejs na naszych ukochanych Mazurach. Po powrocie bardzo delikatnie zmatowiliśmy powierzchnie i przemyliśmy wszystko zmywaczem Sea-Line. Na tak przygotowaną powierzchnię, położyliśmy dwu składnikowy podkład epoksydowy antyosmotyczny HS. Położyliśmy w sumie pięć warstw w odstępach 24 godzinnych, bez rozcieńczania. Nanosi się bardzo łatwo, ale szybko się wiąże, dlatego rozrabialiśmy tylko porcje na ok. 30 min malowania. Po połączeniu podkładu z utwardzaczem trzeba odczekać ok. 10-12 min zanim zaczniemy malować. W tym czasie zachodzą tajemnicze reakcje chemiczne i całość fajnie „bąbelkuje”.
Do mieszania składników używaliśmy plastikowych kubków lakierniczych (dobrze mieć kilka sztuk extra). Po położeniu pierwszej warstwy podkładu HS, zajęliśmy się szczeliną miedzy kadłubem a kilem. Oczyściliśmy, na ile się dało Cleaner-em Sea-Line, a następnie, pomalowaliśmy podkładem epoksydowym Lightprimer GRP (rozcieńczonym w 30%). Następnie po ponownym odtłuszczeniu, warstwę epoksydu HS, tak przygotowaną szczelinę, wypełniliśmy uszczelniaczem sikaflex 291. W odstępach 24 godzinnych nałożyliśmy 3 warstwy siki. Kil wcześniej został pomalowany epoksydowym podkładem antykorozyjnym Sea-Line z minimalnym rozcieńczeniem (ok, 5%) jako ze po pierwszej warstwie HS na kadłubie mieliśmy kilka dni pracy z uszczelnieniem kila, delikatnie przeszlifowaliśmy powierzchnie i przemyliśmy zmywaczem. Po tych zabiegach, poszły cztery warstwy HS w odstępach 24 godzin. Kil dostał tylko jeszcze jedna warstwę HS. Po położeniu zabezpieczenia antyosmotycznego, po kilku dniach przerwy, zmatowiliśmy delikatnie ponownie powierzchnię i przemyliśmy. Tym razem pomalowaliśmy dwie warstwy podkładu epoksydowego Lightprimer 5:1 (rozcieńczenie 10%), w odstępach dwudziestoczterogodzinnych, łącznie z kilem. Podkład wiązał się trochę wolniej niż podkład HS i pozwalał się bardzo łatwo malować, nawet do godziny czasu, po zmieszaniu z utwardzaczem. Bardzo dobrze też pokrywa i szybko schnie do suchości na dotyk. Do malowania wszystkich podkładów epoksydowych, używaliśmy małych wałków welurowych, małych tacek malarskich. Średnio jeden wałek schodził na jedną stronę, jednej warstwy. Dobrze jest ich mieć naprawdę sporo. Nam zabrakło i za obraźliwe wręcz kwoty nabywaliśmy miejscowe.
Po kilku pierwszych próbach z mieszaniem farby, zaczęliśmy przelewać gotowa mieszankę do słoików i czyściliśmy od razu kubek lakierniczy za pomocą cleanera. Dzięki temu jeden kubek przetrwał prawie cały remont, a dodam tylko ze na wyspie kubki takie można kupić, a i owszem ale pakowane po 50 sztuk!!
Podsumowując cześć podwodną.
Pierwsza warstwa na prawie goły laminat to był mocno rozcieńczony podkład Lightprimer 5:1 (30%), później pięć warstw podkładu epoksydowego antyosmotycznego HS (bez rozcieńczania), później dwie warstwy podkładu 5:1 lekko rozcieńczonego (10%). Pomiędzy dwoma ostatnimi warstwami zrobiłem zaprawki ze szpachli epoksydowej lekkiej Sea-Line. Całość poprawiłem dwa razy, czyli znowu było trochę ścierania i przemywania (z prac ze szpachlą raczej nie jestem zadowolony, wydaje się że brak wprawy ma tu duże znaczenie). Tak przygotowany został kadłub w części podwodnej, pod farbę antyporostową. Dodam jeszcze że, do malowania miałem zdjęty ster, a także, że malowałem również kolumnę napędu saildrive, tak samo jak kadłub. Kil po zagruntowaniu dostał porządne szczeliwo i piękne, wręcz modelarskie wykończenie (szpachla, szpachla, szpachla), a następnie został dodatkowo pomalowany, trzema warstwami podkładów epoksydowych i wreszcie na to wszystko poszła farba antyporostowa Sea-Line granatowa, piękna. Farbą antyporostową, malowaliśmy wałkami gąbkowymi i oczywiście w porządnej masce ochronnej, lakierniczej z pochłaniaczem. Wyszło naprawdę dobrze. Farba dobrze kryje i jest bardzo wydajna. Wszystkie warstwy epoksydowe zostały położone sześć centymetrów powyżej konstrukcyjnej linii wodnej i tak też, położyliśmy dwie warstwy granatowego antyfoulingu (antyporost). Wyznaczenie i utrzymanie linii wodnej było jak to się mówi wrzodem na … Nie wiedziałem jak w warunkach polowych po zamalowaniu oryginalnej linii wodnej zachować odpowiednie odległości, wiec po prostu dużo, oj dużo, pracowaliśmy taśmami lakierniczymi. (Dobrze jest używać lepszej, jakości taśm i nie pozostawiać ich dłużej naklejonych niż 48 godzin.)
Tu właśnie popełniłem błąd, którego już później nie mogłem naprawić, powstał lekki uskok miedzy częścią podwodną, a nadwodną, gdyż na dole mamy osiem warstw farb, a jak się z dalszej relacji okaże, na górze tylko sześć. Po pomalowaniu ostatniej warstwy podkładu epoksydowego Lightprimer 5:1 na części podwodnej, a przed malowaniem antyporostówką, zajęliśmy się burtami i rufą. Po konsultacjach z firma Sea-Line, musiałem zmienić harmonogram pracy, okazało się bowiem że, nie mogę malować farby jednoskładnikowej (antyporost), a następnie dwuskładnikowej (poliuretan na burty), bo farby się ze sobą pogryzą i po prostu nie będą działać prawidłowo
Sea-Line – Farba poliuretanowa dwuskładnikowa jest farba rozcieńczalnikową natomiast antyfouling jest farbą jednoskładnikową. Podłoże samopolerującej farby przeciwporostowej nie jest odpowiednim nośnikiem dla twardych lakierów nawierzchniowych. Rozcieńczalniki zawarte w farbie poliuretanowej destrukcyjnie wpłyną na taką powierzchnie powodując brak przyczepności i łuszczenie się poliuretanu z niej.
Znowu stanąłem przed wyborem miedzy pójściem lekko na skróty i zrobieniem odstępu ok. sześciocentymetrowego miedzy farbami, który później i tak by został pokryty pasem białej antyporostówki na styku z wodą, lub pomalować najpierw burty poliuretanem do styku epoksydów z części podwodnej, a później malować antyporost. Wybraliśmy opcję druga z dwóch względów, po pierwsze chciałem by to miejsce było naprawdę pancernie zabezpieczone na wypadek obtarć czy działania odbijaczy, a po drugie chciałem mieć to zrobione właściwie i porządnie. Zabraliśmy się więc za burty. Przypomnę tylko że, na burtach i rufie mieliśmy położony podkład epoksydowy GRP, mocno rozcieńczony, aby stworzyć bazę pod szpachlówki. Wszelkie wymagające tego miejsca, wyszpachlowaliśmy dwu składnikową szpachlą epoksydową lekką Sea-Line, niektóre miejsca po przeschnięciu szpachli (24 h) zostały lekko przeszlifowane, oczyszczone (nieśmiertelnym cleanerem ) i poszpachlowane ponownie, następnie znowu przeszlifowane i wyczyszczone. Dziób w skutek mojego poznawania się z jachtem, ucierpiał mocno, aż do laminatu, a rufa odkryła przed nami swoje tajemnice podczas szlifowania, okazało się że, ktoś szpachlował spore otwory na drabinkę i chyba zrobił coś nie tak, gdyż pod lekkim naciskiem szpachla wypadała z otworów. Wszędzie też wokół tych otworów, mieliśmy spękania (pajączki).
Rufa zawierała także tajemnicę poprzedniej nazwy, nierozwiązaną do dziś. W ruch poszła szlifierka modelarska (punktowa), zeszlifowaliśmy wszystkie pęknięcia aż do laminatu, po przeczyszczeniu wypełniliśmy te miejsca szpachlą epoksydową z włóknem szklanym Sea-Line. Następnie przeszlifowaliśmy, przemyliśmy i na tak przygotowaną powierzchnię, daliśmy szpachlę epoksydową lekką. Dobrze by nie szpachlować za jednym razem grubiej niż na 3mm wiec proces szpachla, szlifowanie, czyszczenie wykonany był kilkakrotnie, zawsze zachowując, co najmniej dwudziestoczterogodzinny odstęp.
Dziob miał trochę innej natury uszkodzenia wiec zeszlifowałem żelkot z okolicy ubytków pod dużym katem i dosyć sporej powierzchni, następnie procedura wyglądała podobnie jak na rufie. Czyli szpachla, szlifowanie czyszczenie, z czego pierwsze trzy warstwy były ze szpachli epoksydowej z włóknem szklanym Sea-Line a następnym trzy ze szpachli epoksydowej lekkiej Sea-Line. Wyszło świetnie.
Naprawy tych ubytków trwały równolegle z malowaniem części podwodnej wiec góra była gotowa wcześniej na prace malarskie. Najpierw zmatowiliśmy poprzedni podkład Lightprimer 5:1 i na to położyliśmy dwu składnikowy podkład epoksydowy Hempla (gdyż zabrakłoby na całość Sea-Line) w kolorze szarym, co tez pomogło w wyznaczaniu linii wodnej. Cala reszta lodzi na tym etapie była biała. Podkład Hempla domalowaliśmy do uskoku, o którym wcześniej wspominałem, czyli do linii sześciu centymetrów ponad rzeczywistą linię wodną, w nadziei zredukowania, ile się da, różnicy poziomów. Podkład Hempla był łatwy w aplikacji, dobrze pokrywał i również zjadał jeden wałek na jedną stronę. Tym samym podkładem po przeszlifowaniu i przemyciu pociągnęliśmy listwę odbojową.
Pozwoliliśmy wyschnąć podkładowi na burtach i listwie trochę ponad 24h, a następnie po wyklejeniu listwy odbojowej i oddzieleniu dolnej części kadłuba taśmą malarską (papierowa 50mm, dobrej jakości) zaczęliśmy malować burty czerwonym poliuretanem dwuskładnikowym lekko rozcieńczonym (10%) (Sea-Line- zalecamy rozcieńczenie farby poliuretanowej czerwonej w proporcji 15-20%. Mniejsze rozcieńczenie mogło wpłynąć na pogorszenie rozlewności i powstawanie „skórki pomarańczy”.)
Do malowania burt użyliśmy wałków welurowych (ok. jedna sztuka na burtę) i bardzo trzeba było pilnować by nie używać zbyt zużytego walka gdyż wtedy pozostawiał welur na powierzchni malowanej, bardzo trudny do usunięcia. Dwa razy zbyt długo używałem walka i dwa razy zapłaciłem za to kolejnym szlifowaniem miejsc już pomalowanych. Użyliśmy techniki nazywanej taperowaniem, czyli malowanie wałkiem pasa burty ok cztery do pięciu szerokości walka (małego) kilka pociągnięć w górę i w dół, kilka w szerz, a następnie za pomocą stępionego i wymoczonego w cieplej wodzie pędzla silikonowego wygładzaliśmy cały pas pomalowany, delikatnymi maźnięciami. Ta metoda prawie eliminuje efekt skórki pomarańczy i od razu można zobaczyć połysk. W ten sposób malowaliśmy cały kadłub od linii 6 cm. Nad linią wodną, do listwy odbojowej, zachodząc pas na pas i taperując. Jedna burta i rufa to w naszym przypadku ok 30 min, farbę Sea-Line poliuretan dwu składnikowy bardzo dobrze się nakłada przez pierwsze 30 min po odstaniu (bombelkowaniu) potem zaczyna się wiązać (Sea-Line – Mniejsze rozcieńczenie mogło mieć wpływ na skrócenie się czasu pracy mieszaniny który wynosi ok. 3 h.). Dlatego właśnie przygotowywaliśmy tylko ilość farby do pokrycia jednej burty na raz. Z proporcji wychodzących nam z kubka malarskiego wychodziła nam ilość farby już zmieszanej z utwardzaczem i rozpuszczalnikiem na pokrycie burty i rufy i zajmowało to ok 30 min. Pierwsze dwie warstwy poliuretanu pomalowaliśmy do wcześniejszego uskoku a następne dwie równo do konstrukcyjnej linii wodnej. Co okazało się ważne najpierw malowaliśmy farbami dwu składnikowymi a dopiero potem antyfoulingiem (farba jednoskładnikowa), który zachodził 6 cm. Powyżej linii wodnej na poliuretan. W ten sposób farby się „nie pogryzły”. Po pierwszych dwóch warstwach pozwoliliśmy dłużej wyschnąć farbie (3 dni) a następnie lekko przeszlifowaliśmy papierem P400 na gąbce, po przemyciu i odtłuszczeniu położyliśmy jeszcze dwie warstwy. Na koniec cala powierzchnie burt i rufy przeszlifowaliśmy na mokro papierem gradacji P600 na gąbkach spryskując powierzchnie szlifowaną wodą z płynem do mycia naczyń, a następnie w ten sam sposób zrobiliśmy z papierem gradacji P1200.
Po pomalowaniu burt i rufy i wyszlifowaniu do przyzwoitego poziomu, przystąpiliśmy do malowania części podwodnej farbą przeciwporostową Sea-Line, granatową. Linie wodną wyznaczyliśmy 6 cm powyżej oryginalnej (podobno praktykuje się raczej 10 cm). I znów taśma malarska poszła w ruch, do malowania antyfoulingu użyliśmy wałków gąbkowych o podwyższonej odporności na rozpuszczanie. Do malowania opuszczaliśmy tez płetwę sterową, aby dokładnie wszędzie dojść farbą. Cala operacja jest bardzo prosta, ważne, aby przy mieszaniu farby a także przy malowaniu nosić odpowiednią maskę z pochłaniaczem i ochronę oczu, twarzy i rąk. Farba ta bardzo dobrze kryje i ma dobra rozlewność, co powoduje bardzo dobry efekt końcowy.
W ten sposób pomalowaliśmy dwie warstwy i jedyna trudność, na jaka trzeba zwrócić uwagę to postawienie jachtu na samym kilu, na przyczepie obwiązanego pasami dookoła, a także z rufy i dziobu oraz dwóch kontrujących odciągach na burtach jak w namiocie, tyle ze trzytonowym
Po pomalowaniu dwóch warstw farby antyporostowej przyszła kolej na pas białego antyfoulingu na styku wody, wyznaczyliśmy biały pas od naszej linii 6 cm. Nad oryginalną linią wody do 5 cm. Poniżej poziomu tej linii. Pierwsza warstwa tej farby zabarwiała się lekko na niebiesko, dlatego dodaliśmy jeszcze jedną warstwę ekstra po ok. 9 godzinach po pierwszym malowaniu. Tak się złożyło że tą drugą warstwę malowałem ok. 1.30 rano, po mojej normalnej pracy, gdyż następnego dnia było wyznaczone wodowanie, a karta techniczna farby wyraźnie stwierdza że, od pomalowania powierzchni musi upłynąć, co najmniej 12 godzin do wsadzenia łodzi do wody. W naszym przypadku okazało się że jednak upłynęło znacznie więcej niż 12 h., A malowanie przy latarce jest jak najbardziej możliwe, ale to już materiał na zupełnie inna opowieść. W skrócie, jacht trafił do wody po 36 godzinach od malowania i wszystkim jak na razie bardzo podobał się efekt naszej pracy. Polecam wszystkim, którzy są, chociaż troszkę szaleni, jeśli nie szurnięci kompletnie, którzy są uparci i którzy mogą spędzić nie tylko wolny czas na tej pracy, gdyż taki remont skonsumuje każdy możliwy czas, jaki tylko dopadnie. Czas wolny to tylko przekąska, potem idzie pod nóź czas dla rodziny, czas na odpoczynek, sen, czasem nawet na prace zawodową.
Jednak głowy do góry, gdyż na pocieszenie podsumuję ten remont tak. Cała moja drużyna remontowa zgodnie stwierdziła, że są gotowi do następnego pełnego remontu kadłuba jachtu morskiego!!
Michał – Dziękujemy za zdjęcia, filmy i relację. Sea-Line